www.sybiracy.pl www.sybiracy.pl www.sybiracy.pl www.sybiracy.pl

 

 

Słony step. Widok na Sajlugen

Tryptyk bijski

Wojciech Grzelak

strony: 1, 2, 3, następna »

Bijsk jest ćwierćmilionowym, prowincjonalnym miastem na Zachodniej Syberii, położonym u stóp gór ałtajskich w miejscu, gdzie bierze swój początek rzeka Ob. Przed blisko siedemdziesięciu laty, gdy rozgrywały się opisane poniżej wydarzenia, był on zaledwie kilkudziesięciotysięczną, zapyziałą mieściną. A jednak i tu terror bolszewicki potrafił zebrać krwawe żniwo. Trzy przedstawione tutaj sprawy stanowią zaledwie przyczynek do tragicznych dziejów bijskiej Polonii. Odgrzebane w archiwalnych magazynach, przywołują z niepamięci tylko drobny ułamek strat, jakie poniosła społeczność polska na Ałtaju w latach przedwojennych. Nietrudno zauważyć, że represje dosięgały również funkcjonariuszy reżymu. Umacniając swoim zaangażowaniem system kręcili oni stryczek na własną szyję. Ale oprócz nich szli na szafot ludzie, których jedyną winą była przynależność do narodu polskiego. Materiały wykorzystane w tekście pochodzą z działu dokumentów specjalnych archiwów w Barnaule i Bijsku.
 

„POLSKA ORGANIZACJA WOJSKOWA” W BIJSKU

W 1937 roku, gdy terror w ZSRS zaczął przybierać rozmiary niespotykane od czasów wojny domowej, sowieckie organy bezpieczeństwa rozpoczęły prześladowania obywateli sowieckich polskiego pochodzenia. Pretekstem do wszczęcia represji stała się sprawa „Polskiej Organizacji Wojskowej”, sfabrykowana przez NKWD na polecenie najwyższych władz. Ofiarami prowokacji padli Polacy zamieszkali od Polesia po Sachalin. Wśród nich znaleźli się przedstawiciele polonijnej społeczności Bijska.

W materiałach archiwalnych nazwa rzekomo zawiązanej przez Polaków organizacji kontrrewolucyjnej konsekwentnie pisana jest w cudzysłowie. Ze względu na charakter sprawy, od początku do końca spreparowanej przez policję bezpieczeństwa, pisownię tę wypada zachować. Zresztą w wypadku różnych zjawisk powiązanych z tą aferą także nie sposób obejść się bez cudzysłowu.
 

W nowej ojczyźnie znaleźli śmierć...

Z aktu oskarżenia: Sekcja operacyjna NKWD w Bijsku wykryła i zlikwidowała w mieście oraz przyległych rejonach silnie rozbudowany oddział „Polskiej Organizacji Wojskowej”. W śledztwie ustalono, że w końcu 1935 roku zachodniosyberyjski komitet „POW” utworzył swoją agendę w Bijsku i okolicy powierzając jej kierownictwo Ignatowiczowi Włodzimierzowi, Augustyniakowi Stanisławowi i Czerniakowi Jurijowi. Wymienieni stworzyli bijski komitet „POW”, rozwinęli akcję werbunkową, formowali oddziały bojowe, grupy szpiegowsko-dywersyjne i terrorystyczne, które miały działać w przemyśle, rolnictwie i na kolei, opracowywali plan zbrojnego powstania w celu obalenia władzy sowieckiej...
Pod koniec lata 1937 roku aresztowano w związku z tą sprawą 17 osób. Oto sylwetki „przywódców” grupy:

Włodzimierz Ignatowicz, lat 36, Polak. W 1925 roku uciekł do ZSRS przed prześladowaniami polskiej policji. Granicę przekroczył nielegalnie, za co na krótko został uwięziony przez władze sowieckie. Potem zesłano go do Bijska. Początkowo pracował jako bufetowy na dworcu kolejowym, później był kucharzem na daczy aktywu partyjnego. Trzynastego lipca 1937 roku został aresztowany. Na przesłuchaniu „przyznał się”, że jeszcze w Polsce zwerbował go oficer sztabu generalnego; otrzymał zadanie przedostania się na Syberię, pozyskania tam kapitana Sosenko i księdza Żukowskiego. Razem z nimi miał kierować miejscowymi strukturami „POW”. Podczas śledztwa zeznał: W Nowosybirsku dowiedziałem się, że ksiądz Żukowski został aresztowany, a Sosenko przebywa w Narymie, ale udało mi się nawiązać z nim kontakt poprzez Plebanka, kierownika klubu polskiego. Plebanek pochwalił mój wybór, Bijsk zamieszkiwało bowiem wielu Polaków, ale pozostawali oni rozproszeni, należało ich zjednoczyć. W krótkim czasie zebrałem grupę dziesięciu uciekinierów z Polski, stworzyłem oddział powstańczy. Osobiście opracowałem plan zbrojnego powstania. Członkowie „POW” planowali wysadzenie eszelonów wojskowych, stacji energetycznych, teatru podczas uroczystości z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej itd.

Jurij Czerniak, 35 lat, Ukrainiec urodzony w Polsce, obywatelstwo sowieckie otrzymał w 1923 roku, do 1929 roku służył w Armii Czerwonej, w 1935 zamieszkał w Bijsku, wstąpił do partii, przed aresztowaniem pracował jako dyrektor przedsiębiorstwa handlowo-usługowego, które stanowiło jednostką pomocniczą przy miejscowym NKWD. Obwiniono go o spowodowanie strat: dopuścił do zepsucia się blisko trzech ton owoców rokitnika (krzew ten, zwany w Rosji oblepichą, rodzi jagody bardzo cenione na Syberii). Sprawę, na jego nieszczęście, przejęli czekiści i nadali jej polityczny charakter (Choć Ogólnorosyjską Nadzwyczajną Komisję do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, czyli WCzK, od 1922 roku zastąpiono OGPU, które z kolei w 1934 roku przemianowano na NKWD, pracowników „nowej” policji bezpieczeństwa nadal nazywano czekistami). Czerniak „przyznał się”, że zbiegł do ZSRS w celu wykonania zadań polskiego wywiadu: miał zbierać informacje dotyczące Armii Czerwonej.

Na temat Augustyniaka nie zachowały się bliższe dane, w aktach natomiast pozostała jego fotografia. Oskarżonych łączył przeważnie wspólny epizod z przeszłości: większość z nich mieszkała wcześniej w Polsce i zbiegła do ZSRS. Ale Polaków w „POW” było zaledwie sześcioro: pozostali to Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie i Łotysz. Dołączono ich tylko po to, aby większa liczba „spiskowców” świadczyła o powadze sprawy. Osiemnastego października 1937 roku sąd doraźny przy NKWD ZSSR wszystkich oskarżonych skazał na śmierć. Rozstrzelano ich Bijsku dziesięć dni później.

Sprawę prowadziło dwóch śledczych: Birimbaum i Butorin. Ich podwładnym był Grigorij Kamienskich, który wyznał później: Początkowo Ignatowicz nie potwierdzał zeznań Żukowskiego i Plebanka o jego uczestnictwie w sztabie „POW”. Zameldowałem o tym Butorinowi. Polecil mi zapisać w protokole, że zgodnie z zeznaniami Żukowskiego i Plebanka Ignatowicz jest członkiem sztabu „POW”. Tak postąpiłem. Po pewnym czasie Butorin oświadczył, że Ignatowicz do wszystkiego się przyznał. Kiedy protokół był przepisany na maszynie, znów wezwałem Ignatowicza, ale on nadal nie chciał go podpisać. Zrobił to dopiero na drugi dzień, po rozmowie z Butorinem. W ten sposób Ignatowicz okazał się członkiem sztabu „POW” , choć w istocie takiej organizacji na Zachodniej Syberii w ogóle nie było...
 

Metody

O tym, jakimi metodami uzyskiwano przyznania się do winy, poświadcza relacja byłego pracownika Sybłag NKWD Aleksandra Szupikowa:

Od lata 1937 roku krążyły w łagrach słuchy, że szykuje się wielka czystka „elementów społecznie obcych”, która ma objąć różne kategorie więźniów: byłych oficerów, duchownych, kułaków, a także przedstawiciele „niesowieckich” narodów.

Kierownictwo mówiło nam, że ta akcja zostanie przeprowadzona na specjalną dyrektywę z góry. Jesienią tego roku śledczy z różnych obozów zostali wezwani do Mariińska. Tam zgromadzono wyselekcjonowanych więźniów. Stworzono zespół śledczy składający się z dwudziestu osób.

Codziennie wieczorem zwierzchnik zespołu zdawał kierownictwu raport z wykonanych danego dnia zadań. Jeśli ktoś z członków zespołu przesłuchał mniej niż pięć osób w ciągu dnia, otrzymywał naganę. Chwalono tych, którzy zdobyli materiał na przynajmniej ośmiu ludzi.

W lutym 1938 roku przeniesiono mnie do trzeciego oddziału NKWD Obwodu Nowosybirskiego. Podam przykład, jak uczono nas tam zdobywać potrzebne zeznania. Instruktorami naszymi byli Tołmaczew i Kolesnikow.

Wprowadzono aresztanta. Tołmaczew notował jego dane, a potem mówił wprost: „Potrzebujemy, abyś przyznał się, że jesteś członkiem organizacji kontrrewolucyjnej, zwerbował cię do niej taki to a taki, a tyś sam zwerbował takich to a takich”. Aresztant odpowiadał: „Nikt mnie nie werbował i ja też nie werbowałem nikogo”. A na to Tołmaczew: „O tym, że nie należałeś do żadnej organizacji kontrrewolucyjnej, dobrze wiemy, ale, bez względu na to, powinieneś się przyznać do winy. Twoje zeznania przekażemy sowieckim dyplomatom, a oni, opierając się na tym materialne, będą kompromitować przedstawicieli państw kapitalistycznych”. Po takiej agitacji aresztant zgadzał się zeznawać, przekonany, że jego informacje niezbędne są niezbędne dla dobra państwa. Tołmaczew odsyłał go do celi. „Niech sobie odpoczywa – mówił - a my tymczasem napiszemy protokół jego przesłuchania i damy mu do podpisu”.

Jeśli aresztant nie szedł na rękę, kazano mu stać godzinami z rękoma wyciągniętymi przed siebie lub posyłano na ”transporter”. A kto z pracowników NKWD próbował protestować przeciwko takim metodom, sam płacił życiem.

Były major bezpieczeństwa państwowego Fiodor Daniłow dodaje: Żadnych danych na temat istnienia w Sybłagu „Polskiej Organizacji Wojskowej” nie było. Należało ją więc sztucznie stworzyć...
 

Zamach na Mołotowa

Rozstrzelanie członków grupy „POW” kierowanej przez Ignatowicza, Czerniaka i Augustyniaka nie usatysfakcjonowało czekistów. Po zaledwie trzech miesiącach ponownie skierowano uderzenie w środowisko polskie, jeszcze raz wykorzystując ten sam pretekst. W sprawie drugiej grupy bijskiej „POW”, również sfabrykowanej przez czekistów, sądzonych było już 70 osób, w tym 50 Polaków. Pozostała dwudziestka składała się z najrozmaitszych „elementów społecznie obcych”: brygadzista Andriej Tupikin trafił do „POW”, ponieważ wykluczono go z partii, Maksym Prochorow za to, że był pełnomocnikiem pewnego bijskiego kupca, a w przypadku nauczyciela Pawła Baranowa zadecydowało miejsce urodzenia - Warszawa. Większość Polaków należała do klasy pracującej: byli wśród nich ślusarze, tokarze, kierowcy, tragarze i kołchoźnicy.

W śledztwie brało udział 17 czekistów. Do pomocy przydzielono im kolegów z sąsiednich rejonów, a także milicjantów. Tempo było iście stachanowskie: od 14 do 20 stycznia 1938 roku przeprowadzono aresztowania, w dniach 17 – 20 stycznia trwały przesłuchania, a 21 stycznia gotowy był już akt oskarżenia. Jeśli dać wiarę protokołom, to wszyscy aresztowani już podczas pierwszego przesłuchania podpisali się pod najfantastyczniejszymi zeznaniami.

Tak więc kierownik stacji pomp Józef Leśniewicz wraz ze swoim podwładnym planowali zamach na Mołotowa. Zamierzali przestawić zwrotnice, aby pociąg wiozący premiera ZSSR wjechał na tor zajęty przez inny skład. Plany zamachowców zostały pokrzyżowane, ponieważ zwrotnice pilnowała straż, a ponadto pociąg Mołotowa dla bezpieczeństwa poprzedzała lokomotywa.

Główny księgowy miejskiego elewatora Aleksander Budowicz polecił zwerbowanemu przez siebie tragarzowi Bronisławowi Wyszewatowowi podpalenie składu ziarna w dniu wyborów do Rady Najwyższej ZSSR. Magazyn był jednak dobrze strzeżony przez członków aktywu partyjnego.

Palacz w fabryce tytoniowej Stanisław Paster zamierzał 7 listopada 1937 roku (w rocznicę Rewolucji Październikowej) wysadzić dwa powierzone mu kotły, ale jak na złość tego dnia nie miał dyżuru w kotłowni.

Dozorca bazy paliwowej Kazimierz Anczuk założył ładunek wybuchowy pod mostem przez Czemrowkę, aby wysadzić pociąg, którym jechał pierwszy sekretarz komitetu krajowego partii. Nic z tego nie wyszło, gdyż materiał założony był nieprawidłowo.

Wspomniany Maksym Prochorow pracował jako magazynier w omskiej szkole wojskowej i dosypywał truciznę do mleka. Na szczęście mleko gotowano i trutka traciła swoje zabójcze właściwości.

Lista podobnych zbrodniczych zamiarów knutych przez członków bijskiej „POW” jest długa. Gdyby „wrogowie narodu” zdołali choć częściowo zrealizować swoje zamiary, prawdopodobnie z miasta niewiele by pozostało, wyłączając pogorzeliska i leje po eksplozjach...
 

Na baczność przed śledczym

Fragmenty listu Aleksandra Fruktowa, wysłanego z łagru do żony. Fruktow, były księgowy bazy remontowej, został skazany w drugim procesie bijskiej „POW”.

Dziewiętnastego stycznia 1938 roku wezwano mnie po raz pierwszy do śledczego Gołowina. Ten, zmierzywszy mnie od stóp do głowy, zaczął krzyczeć i wyzywać: - Jesteś szpiegiem i nie wyjdziesz stąd, zanim nie powiesz, kto cię zwerbował i komu przekazywałeś informacje. Jeżeli będziesz milczał, zostaniesz srodze ukarany!

Zapytałem, na jakiej podstawie mnie oskarża, przecież kierowane przeciwko mnie zarzuty to absolutna nieprawda! Dyskutowaliśmy tak przez dwie godziny, wszystkie jego „dowody” bez trudu obalałem. W gabinecie pojawiło się czterech innych śledczych; powiedzieli, że wstąpiłem do organizacji wrogów narodu, bo piłem z Ippolitowem, a jak byłem chory, to odwiedzili mnie Mogilner i Begalfer. Do pracy dywersyjnej zwerbował mnie naczelnik zarządu Traktu Czujskiego, a ja sam jestem synem obszarnika itd.

Byłem zaskoczony. Odpowiedziałem, że być może zamierzano mnie zwerbować, ale do tego nie doszło. Zapytałem też, dlaczego w takim razie wymienieni przez śledczych wrogowie ludu przebywają na wolności?

Śledczy polecili mi napisać wyjaśnienia. Zrobiłem to na poczekaniu. Zaznaczyłem, że mój ojciec był księgowym, a nie obszarnikiem. Gołowin przeczytał to, co napisałem, a potem podarł kartkę, twierdząc, że to bzdury...

Po trzech godzinach zaprowadzono mnie do innego gabinetu, gdzie kazano mi podpisać rzekomy protokół przesłuchania. Były tam pytania, których mi wcale nie zadawano, i odpowiedzi, których w ogóle nie udzielałem. Kiedy to przeczytałem, włosy na głowie stanęły mi dęba. Okazało się, że:

1. Ojciec mój był obszarnikiem, mieszkałem z nim do jego śmierci w 1923 roku. W rzeczywistości ojciec umarł w 1929 roku i był księgowym.

2. Mój brat Mikołaj w 1920 roku wyemigrował do Polski. Naprawdę nigdzie nie wyjeżdżał z ZSSR.

3. W 1937 roku w jednej z moskiewskich piwiarni zwerbował mnie polski emisariusz do organizacji trockistowsko-zinowjewowsko-bucharinowskiej, której członkiem pozostaję do dzisiaj. Temu emisariuszowi przekazałem tajne informacje o moskiewskich fabrykach posiadających znaczenie dla obronności kraju.

4. Do pracy konspiracyjnej zwerbował mnie w Moskwie Malarow, naczelnik zarządu Traktu Czujskiego. Polski emisariusz, dowiedziawszy się, że wyjeżdżam do Bijska, ustanowił ze mną łączność w celu zorganizowania wysadzenia zakładu remontu samochodów. Wymienił osoby, z którymi miałem w tym celu się kontaktować: Kunicki, Żebrowski, Baranowski i Kałasznikow. Wszyscy wymienieni pracowali w zarządzie Traktu Czujskiego i zostali aresztowani razem ze mną.

5. Protokół zawierał bardzo interesujące pytanie: „Dlaczego nie wysadziłem zakładu?” Moja „odpowiedź” brzmiała: „Nie zdążyłem zdobyć materiału wybuchowego”.

6. Według zeznania Malarowa prowadziłem działalność dywersyjną w zakładzie remontu samochodów, na przykład wsypałem ścinki blachy do skrzyni biegów jednego z wyremontowanych pojazdów. Ponadto planowałem jeszcze z kimś całkowicie mi nieznanym wysadzenie fabryki lnu w Bijsku i coś tam jeszcze.

A więc przestępcą, terrorystą i dywersantem okazałem się w świetle... jakoby moich własnych zeznań. Przeczytałem protokół i zapytałem, co mam robić? Odpowiedzieli: „Podpisać”. Odmówiłem; ponowiono żądanie, odmówiłem ponownie. Na moje pytanie, dlaczego mam podpisać stuprocentowe kłamstwo, powiedzieli, że wszystko sprawdzili i posiadają dokładne dane. „Ale przecież informacje o moim ojcu i bracie są fałszywe?” „To nie ma znaczenia. A w ogóle, to czego się boisz, skoro jesteś niewinny?”

Minęła doba. Cały czas stałem, usiąść nie pozwolili, jeść i pić nie dali. Co dwie-trzy godziny pytali: „Podpiszesz, ty swołocz, czy zmusić cię do tego w inny sposób?”

Piąty dzień już nie spałem, czułem potworne zmęczenie, w głowie mi się kręciło... Po trzydziestu czterech godzinach stania na baczność protokół podpisałem, prawie nieprzytomny. Miałem nadzieję, że wyjaśnię wszystko na rozprawie, a nawet więcej – że pociągnę do odpowiedzialności moich prześladowców.

Nadzieja okazała się płonna. Dwudziestego drugiego lutego 1938 roku sąd doraźny przy NKWD ZSRS wydał zaoczny wyrok: 58 oskarżonych skazano na śmierć przez rozstrzelanie, 11 otrzymało po dziesięć lat łagru. Aresztowany Mikołaj Nowogłódzki zmarł w więzieniu zanim zebrał się sąd. Egzekucję wykonano 7 kwietnia w Bijsku.
 

Szpiedzy w łagrze

Prześladowania Polaków i przedstawicieli innych „niesowieckich” narodowości objęły także łagry. Dotarły nawet do maleńkiej, zagubionej wśród ałtajskich gór wysepki archipelagu Gułag. Jej pełna nazwa brzmiała: wydzielony punkt obozowy sowchozu w Czystiulinie Sybłagu NKWD. Podczas tropienia przez czekistów afery „POW” liczba Polaków w tym obozie było jedenastu. Pochodzili z rozmaitych stron Rosji, większość z nich należała do grupy więźniów politycznych. W lutym 1938 roku w czystiulińskim łagrze „odkryto” ugrupowanie „POW”. Jego zadaniem było szpiegostwo (w łagrze zlokalizowanym na zabitej dechami wsi!), dywersja oraz przygotowywanie zbrojnego powstania w celu obalenia władzy sowieckiej. Tak przynajmniej zeznawali obciążający Polaków współwięźniowie. W rezultacie tych oskarżeń wszystkich czystiulińskich więźniów pochodzenia polskiego zamknięto w areszcie. Oto ich sylwetki:

Franciszek Dowiat, lat 47. W latach 1918-1921 służył w WCzK. W 1936 roku skazany na trzy lata za „agitację antysowiecką”.

Marian Juchnowski, lat 42, trzykrotnie sądzony za kradzież i chuligaństwo.

Andrzej Kapuszewski, lat 58, pracował jako koniuch. Skazany na pięć lat.

Edward Kowalew-Kowalski, lat 54. W 1906 roku zesłany na Syberię za działalność rewolucyjną (był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej). W 1925 roku skazany na dziesięć lat za działalność kontrrewolucyjną. Zwolniony przedterminowo, w 1935 roku ponownie zarobił "dziesiątkę" za „agitację antysowiecką”.

Piotr Lachowicz, 46 lat. W latach 1917-1919 służył w WCzK. Sądzony w 1936 roku, skazany na cztery lata za „agitację antysowiecką”.

Ludwik Okoniewski, 42 lata. Adwokat skazany na pięć lat, rzekomo za przyjęcie łapówki. Józef Pawłowski, 56 lat. Palacz na stacji kolejowej w Kolczugino (Obwód Tomski). Skazany w 1936 roku na dwa lata za „agitację antysowiecką”.

Józef Rostowski, lat 46. W latach 1921-1925 służył w WCzK - OGPU, a potem w ochronie kolei. Skazany w 1935 roku na dwa lata za „idealizowanie trockizmu”. Adolf Turczański, lat 51. „Kułak i spekulant”, w 1936 roku skazany na dwa lata za „agitację antysowiecką”.

Stanisław Warszalewski, lat 61. Do aresztowania pracował jako kucharz w kolumnie transportowej na Ałtaju. W 1936 roku skazany na pięć lat za „nadużywanie funkcji służbowej”. W obozie pracował także jako kucharz, a potem nawet jako instruktor żywieniowy.

Józef Wieszko, lat 37. Pochodzenie chłopskie, z zawodu ślusarz. W 1935 roku skazany na trzy lata za „agitację antysowiecką”.

Warto zaznaczyć, że kara łagru w przypadku Pawłowskiego, Rostowskiego, Turczańskiego i Wieszki właśnie dobiegała końca.

Drugiego października 1938 roku trójka „sędziów” przy nowosybirskim NKWD wydała na dziewięciu z wymienionych więźniów wyroki śmierci. Wykonano je 20 października w czystiulińskim łagrze. Nie znaczy to jednak, że dwóch pozostałych Polaków potraktowano łagodniej. Warszalewski i Kapuszewski zmarli bowiem nie doczekawszy wyroku - być może zamęczono ich podczas śledztwa...
 

Donosiciel w opałach

Pośród aresztowanych w drugiej sprawie bijskiej „POW” znalazł się tajny współpracownik NKWD (tzw. seksot, czyli sekretnyj sotrudnik) Georgij Aleksandrow. Zmuszono go, aby przyznał się, że do „POW” zwerbował go główny księgowy zarządu Traktu Czujskiego, niejaki Chitil. Miał on załatwić Aleksandrowowi pracę księgowego w bazie transportowej w Ini. Zadaniem Aleksandrowa było fałszowanie rachunków i przetrzymywanie zapłaty pracowników w celu wzbudzenia wśród nich niezadowolenia z władzy sowieckiej. Za te czyny donosiciel został skazany na dziesięć lat łagru. Oszołomiony takim obrotem sprawy, słał z Usolłaga skargi do prokuratora generalnego, przewodniczącego prezydium Rady Najwyższej ZSSR i prokuratora krajowego; kopie przekazywał do NKWD. Ciekawe są niektóre fragmenty jego pism:

Wypełniając polecenia i zadania miejskiego oddziału NKWD w swoich donosach przekazywanych od 1930 do 1938 roku przedstawiałem wszelkie fakty dokładnie i zgodnie z prawdą, dokładnie w takim kształcie, w jakim zaznajamiałem się z nimi z pierwszej ręki...

Zgodnie z poleceniem NKWD nawiązałem osobiste kontakty z wieloma pracownikami Traktu Czujskiego, w tym z Chitilem, Brunsztajnem, naczelnikiem bazy transportowej w Ini Jelizarowem oraz wieloma innymi. Bywałem u nich w domu i przyjmowałem ich u siebie wraz z rodzinami. Wszystko, co zdołałem dowiedzieć się na temat ich przeszłości i obecnego życia, o ile mogło to mieć znaczenie dla odsłonięcia ich prawdziwych twarzy, dokładnie i sumiennie, nie kierując się wcale osobistą korzyścią, przedstawiałem w swoich donosach.

Przyznaję, że w ostatnim okresie śledczy Astrachancew nie był zadowolony z rezultatów mojej pracy. Latem 1937 roku zażądano ode mnie wskazania kontrrewolucjonistów i wrogów ludu; zagrożono mi aresztowaniem, jeżeli nie wypełniłbym tego zadania. Wobec tak kategorycznego polecenia zaostrzyłem swoją czujność i szukałem okazji, aby wykryć jakiś spisek lub dywersję. Ale wszystkie przesłanki wydawały mi się niedostateczne, a przecież nie mogłem dostarczać sfabrykowanych materiałów. W rezultacie zostałem aresztowany.

Z pewnością szczególnie dotkliwe było dla Aleksandrowa oskarżenie, że został on jakoby zwerbowany przez Chitila – tego samego, którego aresztowano na podstawie jego donosów.

Zarzuty przeciwko mnie były tak bardzo zaskakujące i szokujące, że utraciłem zdolność realnej oceny sytuacji. Powiedziano mi, że tak trzeba. Więc podpisałem protokół...

Skargi donosiciela do wysokich instancji i powoływanie się na dawne zasługi nic nie pomogły. Z łagru wypuszczono go zaledwie na trzy miesiące przed upływem dziesięcioletniego wyroku. Powrócił do Bijska i pracował jako księgowy w różnych urzędach. Przesłuchiwany w 1957 roku podczas postępowania rehabilitacyjnego zeznał: Za co mnie aresztowano – tego nie wiem. Obwiniano mnie o udział w organizacji kontrrewolucyjnej. Nie przyznałem się do winy, ale protokół podpisałem, bo bili.

„Speckontyngent”

Były śledczy Grigorij Kamienskich wspomina: Od grudnia 1937 roku na polecenie Łazariewa (szef krajowego NKWD – W.G.) była przygotowywana uzupełniająca operacja aresztowania „specjalnego kontyngentu”: Polaków, Łotyszy, Niemców i innych narodowości, oprócz Rosjan. Najpierw przeprowadzono aresztowania w Barnaule – zatrzymano ponad 300 ludzi. Z reguły zatrzymania przeprowadzano zgodnie z imiennymi wykazami otrzymanymi od różnych miejskich organizacji.

Śledczy używali przymusu fizycznego, aby uzyskać satysfakcjonujące ich, choć całkowicie niezgodne z rzeczywistością zeznania. Musiały one uzasadniać aresztowanie podejrzanych. Śledztwem w sprawie Polaków kierował Łazariew, a jego zastępcą był Kruczkow. Wszystkim aresztowanym stawiano zarzut uczestnictwa w polskiej organizacji kontrrewolucyjnej.

Operacją uzupełniającą w Bijsku w styczniu 1938 roku kierował Kruczkow. Wezwał mnie do siebie i oświadczył: „U was kontrrewolucjoniści spacerują sobie spokojnie po ulicach. Dlaczego nie aresztujecie wyznaczonych do speckontyngentu?”

„Wyczerpaliśmy już cały nadający się materiał – odpowiedziałem – ale zostało jeszcze kilku, których możemy zamknąć”.

„Musicie dostarczyć nie mniej niż 150 ludzi w ramach speckontyngentu”.

Kazał mi przygotować spis wszystkich Polaków zamieszkałych w Bijsku. Dostarczyłem mu listę, na której figurowało ponad 50 nazwisk Polaków i Niemców. Kruczkow stwierdził, że to za mało i polecił, aby wykorzystać dane znajdujące się w biurze paszportowym (chodziło oczywiście o urząd wydający paszporty wewnętrzne, pełniące rolę dowodów osobistych – W.G.). Do pracy zmobilizowano całą obsadę biura, a nawet żony niektórych naszych pracowników. Zadanie wykonano w ciągu pięciu dni, pracując praktycznie bez przerwy.

Kruczkow przejrzał nową listę i osobiście zaznaczył na niej, kogo trzeba aresztować. Potem polecił, abym przygotował nakazy aresztowania. Sporządziłem wzór, który powielono na maszynie do pisania. Formuła brzmiała: dana osoba jest członkiem szpiegowsko-dywersyjnej organizacji powstańczej „POW”. Aresztowano 70 osób. Wówczas zapytałem Kruczkowa, jak mam prowadzić tę sprawę? Odpowiedział, że należy uwzględniać sytuację międzynarodową. Podczas przesłuchań aresztowanym kazano stać godzinami w postawie na baczność. Tym sposobem wymuszano zeznania.

Michajłow pozamykał wraz z aresztowanymi swoich agentów. Ich zadaniem było urabianie oskarżonych, aby składali zeznania nie odpowiadające prawdzie. Argumentowali to koniecznością wagi państwowej. Rezultat był pozytywny.

Wszystkich skazanych w procesach bijskiej „POW” oraz rozstrzelanych w Czystiulinie rehabilitowano w 1957 roku.


strony: 1, 2, 3, następna »